środa, 31 grudnia 2014

belgijskie Biarritz Biscuits - Marks & Spencer


Według zapowiedzi, czas na przekąski znalezione pod choinką. Pierwszy ogień - belgijskie ciasteczka Biarritz Biscuits, importowane z Belgii dostępne w Marks & Spencer. Jest ich około 20 sztuk.


Ciastko tworzy cienki herbatnik oblany z wierzchu czekoladą i obsypany wiórkami kokosowymi. Całość wygląda jak talarek, im bliżej środka tym grubszy. Chyba nie muszę wspominać, że skoro ciasteczka belgijskie, to czekolada także. Podobno jest zaraz za szwajcarską. Tutaj jest bardzo aromatyczna, pozostawia mocny posmak, w smaku jest również wyborna, duży plus. Tylko dlaczego nie czuć smaku właśnie tego, co miało zmienić zwykły herbatnik w coś nadzwyczajnego? Kokosa wyczuwam tylko jak pałęta się między zębami, zero smaku, NEO, WHY?!?! 

Smakuje trochę lepiej jak Prince Polo Classic, i trochę mocniej chrupie. Znowu trafiam na coś, co mogło być superhipermega ciekawym i smacznym produktem, a wychodzi tylko lekko ponad przeciętnie. 

Żeby tylko czekolada szwajcarska, która będzie w następnej notce była idealna, bez żadnych zarzutów.

 


Miejsce - Marks & Spencer
Cena - brak danych, wszystkie importowane produkty dostałem w prezencie
Ocena - 7/10




niedziela, 21 grudnia 2014

Tymbark - Sex on the Beach

Nowość od Tymbarka. Smak popularnego koktajlu wchodzi na sklepowe półki, a ja widząc go w jednym z Wrocławskich supermarketów już wiedziałem co będę dziś opisywał. Opakowanie i sam napój prezentują się dość ciekawie, choć sama nazwa i idea jest już sporą zachętą. 


Ale do smaku prawdziwego Sex on the Beach brakuje mu sporo i to nie przez brak alkoholu. Mieszając go z wódką nie uzyskamy (smakowo) serwowanego w barach koktajlu, tego jestem pewien. To jest zwykły sok wieloowocowy, i jako właśnie napój owocowy mi smakuje, a nie jako bezalkoholowy drink, bo zwyczajnie go nie naśladuje. A więc minus dla Tymbarka - sprzedając produkt o nazwie "Sex on the Beach", smak ma być dokładnie taki jak oryginał, a jak wspomniałem, nie jest. Trąci od niego multiwitaminą, coś w tym stylu. Ale żeby potwierdzić moją tezę przeprowadziłem blind test. 4 osoby próbowały napoju mając zasłonięte oczy. Na pytanie co właśnie wypił, otrzymałem takie odpowiedzi.

- sok malinowy,
- napój o smaku gumy balonowej,
- multiwitamina,
- a co Ty mi za g**no tutaj dajesz,

Cóż, zdania podzielone. Napój nie naśladuje drinku, smak jest mało zbliżony do pierwowzoru. Generalnie jest dobry i przyjemnie się go pije, ale to nie ma prawa nazywać się "Sex on the Beach". Wszystko byłoby dobrze, gdyby został opatrzony inną etykietą, np. "Napój wieloowocowy".




Cena: 3,99
Ocena: 5/10

wtorek, 16 grudnia 2014

Sushi z Lidla

Jak pozytywnie byłem zaskoczony gdy podczas sobotnich zakupów w Lidlu dostrzegłem w chłodni kwadratowe pudełeczko opatrzone etykietą z napisem 'Sushi Box'. Sushi już dawno nie gościło na moim stole, więc trafiło do koszyka. A skoro trafiło do koszyka, to trafia na Co tu zjeść. Do wyboru są 2 zestawy, mój - o nazwie Sushi Box Ikuno - według opisu producenta zawiera: 6 hosomakis (zwykłe małe koreczki otoczone ryżem i glonem), które dzielą się na 2 z surowym łososiem, 2 z paluszkami surimi z raka oczywiście, 2 z papryką, ponadto 1 koreczek California z pastą z łososia oraz 2 Mini California z łososiem i ikrą z gromadnika. Łącznie 9 sztuk. Dla niektórych brzmi smacznie, u innych powoduje obfite wymioty. Jako dopełniacz smaku, producent umieszcza w zestawie saszetkę wasabi, marynowanego imbiru oraz kilka mililitrów octu balsamicznego.




Smakowo jest dobrze, a nawet wyśmienicie. Ryż nie jest rozgotowany, a lepki, trzyma wszystko w kupie i nic się nie rozpada. Glony nie ciągną się, łatwo ulegają pod naciskiem zębów. Przechodząc do serca każdego koreczka, nie było takiego, który wzbudziłby we mnie negatywne odczucia, są bardzo udane. Smak jest mocno wyczuwalny, każde zawiniątko ma swój idealny, wyjątkowy smak, który jest podkreślany przez wspomniane wcześniej dodatki. Wasabi jest bardzo ostre, piecze w gardło, ale takie ma być. Marynowany imbir również nadaje ostrości wraz z kwaskowatością, do tego przyjemnie chrupie. Jedyna rzecz, do której mam zastrzeżenia to... ocet balsamiczny. Ja wiem, że on z założenia ma być słony. Ale jest cholernie, okropnie słony, za mocno! Wieliczka to za mało powiedziane. Więcej niż jedna kropla tego specyfiku powoduje, że sushi traci swój smak zastępując go jedną wielką solą. W ten sposób nie zużyłem nawet połowy zawartości buteleczki.

Wydawałoby się, że smaczne sushi można spotkać tylko w restauracjach specjalizujących się w podawaniu tej potrawy. Lidl pozytywnie mnie zaskoczył, pokazując, że pomimo faktu, że to sieć zwykłych dyskontów oferujących produkty potrzebne na co dzień w kuchni, potrafił wprowadzić jakąś awangardę, która nie okazała się klapą. Więcej takich pomysłów!

Trochę wstyd się przyznać, ale zostawiłem sobie 3 koreczki na później i odłożyłem NIE DO LODÓWKI. Tak się stało, że wyleciało mi to z głowy i zobaczyłem dopiero dzisiaj, że przez ponad tydzień czasu trzymałem swoje sushi w temperaturze pokojowej. Termin minął 9.12, a dziś(16.12) każda porcja wygląda jak świeżo po wyjęciu ze sklepowej chłodni. I pachnie jak świeżo po wyjęciu ze sklepowej chłodni. Coś tu nie gra. Po 3 dniach powinienem paść wchodząc do pokoju, a jednak żyję. Interpretacje pozostawiam Tobie czytelniku.

 


Miejsce: Lidl
Cena: 10zł
Ocena: w tym wypadku wstrzymam się od ogólnej oceny, nie psująca się ryba mocno mnie zdziwiła, jednak smakowo byłoby to 10/10

sobota, 6 grudnia 2014

McFlurry Lion & Karmel (McDonald's)

Nie był to ani pierwszy, ani ostatni w moim życiu McFlurry z posypką Lion i polewą karmelową. A głównie dlatego, że spośród obecnie dostępnych dodatków do deseru McDonald's, ten jest najbardziej trafiony i przedstawione dodatki najlepiej ze sobą się komponują. Po pierwsze smak jest idealny - mocno słodki i intensywny, po drugie karmel jest gęstszy niż pozostałe polewy, które mamy do wyboru (truskawka, czekolada), przez co super oblepia batonową kruszonkę, tworząc duże kawałki chrupiącego Liona otoczone śmietankowym lodem. Tyle w zupełności wystarczy, aby to ten smak nazwać najlepszym.



Warto zwrócić uwagę na przykry fakt, że łatwo jest dostać albo źle zmiksowanego, albo mającego za mało posypki lub polewy, albo za mało loda a jeśli jesteś pechowcem to... wszystko naraz. Powód? Nie każdy pracownik zna przestrzega standardy McDonald's, które z góry określają jaka ilość dodatków powinna zawierać jedna porcja. Lód na zdjęciu, który kupiłem w Pasażu Grunwaldzkim we Wrocławiu był akurat pod tym względem dobrze przygotowany, jednak często to co dostanę dobrze przygotowanemu McFlurry nawet do pięt nie dorasta.

Mam tylko nadzieje, że nie zniknie z oferty tak samo szybko jak McFlurry Magnum rok temu, na którego powrót czekam z utęsknieniem. 



Cena: 5,90 zł
Ocena: 9/10 - jeden punkt ucięty ze względu na losowość zawartości i ilości składników


czwartek, 27 listopada 2014

Coś na wzór popularnych maczug, czyli Wilde Locken, smak orzechowy

Choć czipsów zdecydowanie nie trawię (tłuste, słone, blee), to chrupki chętnie mogę czasem przekąsić. Tak też było dzisiaj, kiedy wraz z pewną ciekawą osobą odwiedziłem jeden ze sklepów na moim osiedlu. W zasadzie nie ja, a ów tajemnicza osoba potrzebowała chrupki koniecznie o smaku orzechowym. Jak łatwo się domyślić, kupiliśmy paczkę Wilde Locken wyprodukowaną przez... Lorenz. Równie łatwo też domyślić się jaki smak wybraliśmy. Za 120 gram chrupków i 9317371367 gram azotu zamkniętych razem w paczce zapłaciliśmy 4,10. 




Oto paczka, jak i sam chrupek, który od razu kojarzy się z popularnymi jeszcze niedawno Maczugami. Ja stawiam na celowy zabieg producentów, tym samym celowe podobieństwo. Przechodząc do sedna - chrupki smakują jak każde inne chrupki orzechowe, oczywiście tych lepszych marek. Są tylko ciut mocniej posolone, przez co smak jest intensywniej odczuwalny, nie mniej jednak bardzo podobny. Wychodzi na to, że jedyna rzecz, która różni je od tych innych to ich 'maczugowatość'. I racja! To ta właśnie forma pozwala nam odczuć niebywałą chrupkość produktu, co zdecydowanie stawia je na 1 miejscu. Maczugi lubi chyba każdy, a to są po prostu maczugi o orzechowym smaku opisane jako Wilde Locker

Mogę się doczepić jedynie do masy powietrza zawartego w środku. Śmiało zabierajcie je ze sobą do samolotów - w razie dekompresji jak znalazł! Ale rozumiem, jakieś normy muszą być zachowane i z tym niestety nic nie zrobię.



Cena: około 4zł, w zależności od sklepu
Ocena: 9,5/10

niedziela, 23 listopada 2014

Cynamonowy Węgierski Kurtoszkołacz (Jarmark Bożonarodzeniowy we Wrocławiu)

Będąc wczoraj na Bożonarodzeniowym Jarmarku na wrocławskim rynku, jak co roku nie mogłem się zdecydować jaki 'lokalny' wyrób wpadnie w moje ręce. Rzecz jasna, mowa o wyrobach kulinarnych. Wybór jest w sumie dosyć spory, ja szedłem z nastawieniem, że znajdę tam swój deser. Po dobrych kilkudziesięciu minutach krążenia wokół ratusza i poznawania coraz lepszych zapachów dobiegających z jarmarkowych domków, wreszcie wybór padł na produkt z tego stanowiska:



Tak, to nic innego jak węgierski sękacz. Stoiska są dwa, ja kupowałem w tym bliżej McDonald's. Spośród z tego co pamiętam 6 smaków do wyboru decyduję się na cynamonowy. Podchodzę do okienka po około 5 minutach stania w kolejce (ma wzięcie), zamawiam, płacę dychacza i dostaję zapakowanego w folię kurtoszkołacza. Jest gorący, dopiero co zrobiony - to dobry znak, bo nie czekał na mnie, zatem nie jest suchy, a mięciutki i co najważniejsze świeży. Z wyglądem już nie jest tak wesoło. Obsypany został białym czymś, co wyglądało jak kurz gromadzący się na pajęczynach na strychu - najprawdopodobniej cukrem pudrem - jednak pomimo niezbyt zachęcającej aparycji odłamuję kawałek. Ciasto jest grube, pulchne, a na wierzchu delikatnie chrupiące - takie jakie lubię w sękaczu. Smakowo dominuje oczywiście cynamon, jest mocno wyczuwalny i towarzyszy od początku do końca.



Szkoda tylko, że był wyjątkowo mały, bo równie wyjątkowo, szybko został zjedzony. Tak może z 15 cm wysokości. Może i nie za wysoki, ale smakowo idealny, wzorowy. Delikatne ciasto, chrupka powierzchnia, słodki i mocno cynamonowy. Gdyby nie 'pajęczyny' z czystym sumieniem było by 10/10.

Co do samego jarmarku, wrócę tam jeszcze nie raz, nie dwa, w końcu grzaniec czeka!


Cena: 10zł (smak cynamonowy)
Ocena: 8,5/10

niedziela, 16 listopada 2014

Arizona Half Iced & Half Lemon Tea

Ten pierwszy zaszczytny post planowałem poświęcić czemuś co będzie łatwe do opisania, ale pozostanie jednak czymś 'wyjątkowym' lub po prostu - innym. Wybór padł - w sumie całkiem przypadkowo - na importowany napój z zachodniej części kontynentu o nazwie "Arizona", smak Half Iced & Half Lemon Tea.
Około 300-400 ml puszkę nabyłem w Piotrze i Pawle, za około 4zł. Dość specyficzna nazwa smaku każe nam wierzyć, że w środku zamknięte są smaki: herbaty cytrynowej i herbaty mrożonej. Jak dla mnie trochę to masło maślane, ale przechodzę do degustacji. Smak niczym się nie różni od naszych ogólnodostępnych "herbat". Przeważa smak zwykłej herbaty, ale czuć przyjemną nutkę cytryny. Równie słodka, co jej odpowiedniki. Spodziewałem się czegoś innego, mocniejszego, ale dla producenta wystarczy, że coś innego jest na etykiecie. Nie mniej jednak polecam, bo mimo, że wypadła poniżej moich oczekiwań, to faktycznie jest smaczna.


Cena: granice 4zł
Smak: delikatny, przyjemny
Ocena: 6/10 bo poniżej oczekiwań